Robota… tak, wiele roboty… i jeszcze – dziesiąty pawilon… To fragment Elegii o śmierci Ludwika Waryńskiego z kontrowersyjnego etapu twórczości Władysława Broniewskiego. Kiedy ktoś narzeka na nadmiar pracy, cytuję ten wers, ale mało kto chwyta moje poczucie humoru. No cóż…
Chciałoby się tak wiele zrobić i osiągnąć, ale każdy z nas ma do dyspozycji tylko 24 godziny na dobę. Przygotowanie dobrego tekstu wymaga nakładów pracy. A przecież to nie wszystko. Trzeba wybrać zdjęcia, udostępnić w tych wszystkich mediach społecznościowych, promować. W końcu piszemy po to, żeby ktoś nas czytał.
Postanowiłam więc poszukać sposobów na to, jak blogować nie marnując czasu swojego oraz – co najważniejsze – czasu naszych czytelników.
Duży problem rozbij na kilka mniejszych
Jak najefektywniej wykorzystać czas, który masz do dyspozycji? Rozbij cały proces pisania na mniejsze części. Będzie ci łatwiej zapanować nad mniejszymi fragmentami, niż nad całością. Pracę nad tekstem podziel na 3 etapy. Trzeba go przygotować, potem napisać, a na końcu zredagować. Masz pomysł na tekst? Nadaj temu abstrakcyjnemu pomysłowi konkretny kształt. Zaprojektuj porządek, kolejność w jakiej ułożysz treść. Dopiero wtedy zacznij spisywać myśli. Na samym końcu zajmij się poprawianiem błędów i redakcją.
Jak blogować nie marnując czasu?
- Wiele osób mówi mi, że najbardziej czasochłonnym zajęciem jest wymyślanie nowych tematów na bloga. Mądre poradniki mają na to lekarstwo. Raz w miesiącu należy zrobić sobie burzę mózgu, poświęcić całą godzinę tylko na obmyślanie tematów. Można w tym celu przeglądać swojego bloga oraz konkurencję, grupy dla blogerów, komentarze. Pomysły koniecznie spisujemy. I nie ma tu głupich pomysłów. Jak to przy burzy mózgów. Każdy, nawet najbardziej szalony pomysł musi być zapisany. Częściowo może pomóc narzędzie online (oczywiście po angielsku). Ja traktuję je z przymrużeniem oka, bardziej jako rozruch dla głowy, kiedy nie mam pomysłów.
- Kiedy mam już temat, zaczynam tworzyć tekst. Wybieram jeden temat z mojej bazy i skupiam się tylko na nim. Poboczne wątki ucinam albo zapisuję (patrz punkt 1). Pisanie idzie mi najszybciej, kiedy szkic zanotuję sobie na papierze. Spisuję cel tekstu (po co piszę ten konkretny tekst) oraz najważniejsze punkty. Dopiero kiedy mam to ułożone w głowie i na kartce papieru, otwieram komputer. Paweł Tkaczyk tak właśnie poleca to robić.
- Podobnie jak proces pisania warto rozbić na bardziej strawne elementy sam tekst. Rozbijam go na mniejsze części: akapity lub podpunkty. Osobno traktuję tytuł, lead, zakończenie i nagłówki. Tak łatwiej zapanować nad całością. Czasem nawet we własnych myślach można się zagubić. Jeśli masz blokadę i nie wiesz od czego zacząć – zacznij od jakiegoś małego elementu: jednego podpunktu, paragrafu. Skup się na nim i buduj naokoło niego resztę tekstu.
- Krótkie teksty pisze się szybciej – to wiadomo. Przeczytałam gdzieś, że dopiero powyżej 2450 słów Google uzna mój tekst za najbardziej wartościowy. Na szczęście ja nie piszę dla Googla, tylko dla ludzi. A ci, jak zauważyłam, wolą czytać krótsze teksty. I chętniej je komentują. Nie ma więc co silić się na encyklopedię. Lepiej publikować krótsze teksty, a częściej. Zaoszczędzisz frustracji i sobie, i czytelnikom. Dla mnie ideał to 500-800 słów.
- Kiedy piszę pierwszą wersję tekstu, traktuję ją jak brudnopis. Nie myślę, czy to jest dobre, czy nie. Czy ktoś mnie wyśmieje. Taki wewnętrzny krytyk działa jak hamulec. Zamiast pisać, za dużo myśli się wtedy o kwestiach pobocznych (czyli nieważnych).
- Ograniczenia pomagają. Czasem zwykłe ustawienie budzika może być tym, czego potrzebujemy. Myśl, że mam tylko godzinę na pisanie, bardzo mnie motywuje. Warto wyłączyć wtedy telefon, powiadomienia z FB, jeśli tylko możemy. Tym mniej zdyscyplinowanym może pomóc wyłączenie wifi. Jeśli masz duszę hazardzisty, możesz założyć się z samym sobą o to, ile wytrzymasz bez zaglądania do internetu. Po takiej sesji zawsze należy się oczywiście jakaś nagroda.
- Ćwicz pisanie. Z pisaniem jest jak z każdym innym sportem: nie trenujesz – mięśnie słabną i zapominasz jak to się robi. A ty musisz zaczynać od początku. Dlatego pisanie warto ćwiczyć. Jak sport. Co drugi dzień – notes czy laptop, i piszesz. Cokolwiek. Na dłuższą metę pomaga to w formułowaniu i przelewaniu myśli. Ta umiejętność przydaje się wszędzie, nie tylko w blogowaniu.
- Raz a dobrze! Zauważyłam, że o wiele efektywniej piszę, kiedy siadam od razu do kilku tekstów. Ustalam sobie np, że w niedzielę rano aż do obiadu piszę tylko na bloga. Kiedy jestem w takim „ciągu” po godzinie-półtorej mam wrażenie, że teksty piszą się same. Robię sobie oczywiście małe przerwy na kawę. Jednak pisanie z doskoku zabiera mi sumarycznie o wiele więcej czasu.
- Nic na siłę. Są takie dni, że pisanie nie idzie. Wtedy moim zdaniem lepiej odpuścić, odpocząć, iść na spacer, poczytać. Są różne sposoby, by wprowadzić się w nastrój do pisania. Ale to raczej kwestia indywidualna. Jeśli jesteś znudzony/a pisaniem – ta nuda prawdopodobnie udzieli się czytelnikom.
- Analizuj treści, które chcą czytać Twoi odbiorcy. Szkoda marnować czas na pisanie czegoś, czego nikt nie potrzebuje. Dlatego dobrze jest śledzić w Google Analytics lub/i w mediach społecznościowych, jakie treści mają najwięcej odsłon, komentarzy, polubień. I takie teksty pisać.