Zajmij się sobą, czyli Gaja nie pisze

Zajmij się sobą

Ten wpis powstał z myślą o wszystkich, którzy podobnie jak ja mają wyrzuty sumienia, gdy tylko nie są zajęci czymś „ważnym” i „pilnym”. Im, i sobie, mówię dzisiaj stanowcze: zajmij się sobą!

Początek tego roku był dla mnie bardzo płodny jeśli chodzi o blogowanie. Było mi łatwo, bo nie pracowałam, miałam sporo wolnego czasu, mogłam czytać książki i artykuły, uczestniczyć w kursach on-line, warsztatach i meetupach. To był bardzo fajny, rozwojowy czas. Ale prędzej czy później trzeba przecież iść do pracy.

Udało mi się znaleźć taką, która daje mi bardzo dużo satysfakcji, ale też bardzo mnie pochłania. Wraz z pracą posypały się różne dodatkowe zlecenia. Zaczęłam też biegać, co jak się okazuje, jest bardzo czasochłonne, zwłaszcza, jeśli doliczyć wizyty u ortopedów. Blogowanie zeszło na dalszy plan. Wpisy zaczęły pojawiać się coraz rzadziej, a od miesiąca w zasadzie nie napisałam nic nowego.

W końcu doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, będę musiała zmienić nazwę bloga na GajaNiePisze.pl.

Wyrzuty sumienia

Gdzieś z tyłu głowy mam jednak myśl, że fajnie by było do blogowania wrócić. Chciałabym coś napisać, zwłaszcza, że te pierwsze, intensywne miesiące przyniosły wielu nowych czytelników i subskrybentów newslettera. Pojawiło się sporo pozytywnych komentarzy, dostałam też kilka bardzo miłych wiadomości prywatnych i propozycji współpracy. Blogowanie jak widać czasami się opłaca.

W każdym razie – szkoda byłoby to wszystko zaprzepaścić. Wtedy pojawiły się wyrzuty sumienia. Wyrzuty, które biorą się nie wiadomo z czego – bo przecież nikomu, poza sobą, nic nie obiecywałam.

A jednak kiedy miałam do wyboru przeznaczyć czas na stworzenie nowego wpisu na bloga albo iść na spacer i nacieszyć się widokiem morza i zachodzącego słońca – wybierałam to drugie.

A potem znowu wyrzuty sumienia, że na blogu cisza. I tak w kółko.

Lubimy być zajęci

W lipcowym numerze magazynu Wysokie Obcasy Praca przeczytałam bardzo ciekawą rozmowę z dr Renatą Tomaszewską-Lipiec. O tym, że nie umiemy odpoczywać. Za to panicznie boimy się bezczynności. Że sztuką jest leniuchować tak, aby podnieść jakość swojego życia. Bo my lubimy być cały czas zajęci, dostępni, „pod telefonem”, on-line. Zwiększać wydajność, efektywność, postęp projektu… Jesteśmy ciągle zajęci kilkoma projektami naraz. Pracą, drugą pracą, drobnymi przysługami i zleceniami dla znajomych dalszych i bliższych. Misjami, zadaniami, asapami i taskami.

Cały czas chcemy. Więcej zarabiać, więcej robić, zdobywać kolejne szczeble kariery. To pragnienie sprawia, że nie możemy przestać myśleć o przyszłości lub rozpamiętujemy i analizujemy przeszłość. Zamiast być tu i teraz.

Przez to nasza uwaga ulega rozproszeniu, coraz trudniej skupić się na tym, co naprawdę ważne. W efekcie ani nie robimy więcej, ani nie czujemy się lepiej.

Paradoksalnie – mamy obecnie do dyspozycji technologie, które w teorii powinny dawać nam więcej czasu wolnego. Wiele czynności zostało zautomatyzowanych. Komunikacja, nawet w zespołach rozproszonych po całym świecie, zajmuje o wiele mniej czasu niż kiedyś. Wydaje się, że cały ten postęp technologiczny miał na celu dać nam czas tylko po to, abyśmy jeszcze więcej pracowali.

W efekcie nawet późnym wieczorem sprawdzamy firmowego maila czy Slacka. Dlaczego?

Co jest ważne

Ponieważ to sprawia, że czujemy się potrzebni w pracy i ważni. Przypominamy sobie, jaki mamy „cel” w życiu. Chociaż to wcale nie jest cel życiowy, a jedynie zawodowy. Daje nam to poczucie sensu, spełnienia, sukcesu. Bo nie lubimy pustki w życiu. A trzeba koniecznie znaleźć miejsce także na pustkę, nudę, na nie-bycie-zajętym. Kiedy człowiek się nudzi, ma najwięcej kreatywnych pomysłów.

Nasz mózg potrzebuje faz bezczynności.

Renata Tomaszewska-Lipiec

To oczywiście powinna być dobra bezczynność – taka, która daje radość i łagodzi skutki stresu. Kiedy czujemy, że nic nam nie brakuje i niczego nie chcemy. Niekoniecznie musi to być leżenie na kanapie przed telewizorem. Dla mnie to jest bieganie, rower, gra na ukulele, spacerowanie po lesie lub plaży, spotkania z przyjaciółkami, obserwowanie kota, słuchanie audiobooków. Weekendy poświęcam na słodkie nic nie robienie. Staram się jak najwięcej być na słońcu i w zieleni. Praktykuję (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało) selflove, o którym fajnie (i często) pisze Basia. Zajmuję się sobą i dbam o siebie – zarówno o umysł, jak i ciało. Bo plotka głosi, że są one jakoś tam ze sobą powiązane ;)

Dlatego też postanowiłam wziąć miesięczny urlop od blogowania – od czegoś, co bardzo lubię i z czego na pewno nie zrezygnuję całkowicie. Lubię to, bo nie muszę tego robić. Ale mimo że bardzo to lubię, mogę czasami mieć ochotę, aby od tego odpocząć. I nie mieć wyrzutów sumienia, kiedy tego nie robię.

Czego sobie i Wam życzę.

Mniej wolniej lepiej. 7 prostych przepisów na to jak mieć mniej, żyć wolniej i czuć się lepiej
Dołącz do newslettera! Otrzymasz eBooka o minimalizmie. Raz na jakiś czas wyślę Ci powiadomienie o nowych wpisach.
I agree to have my personal information transfered to MailChimp ( more information )