Work/life balance musi umrzeć

work/life balance

Kiedy mówię publicznie: work/life balance musi umrzeć, ludzie zazwyczaj patrzą na mnie jak na wariatkę. Pracoholiczkę co najmniej. Przecież równowaga między pracą a życiem to ideał, do którego wszyscy dążymy. Coś, o co mają zadbać pracodawcy (tak przynajmniej zapewniają w czasie rekrutacji). Religia, którą wyznają pracownicy działów HR. 

Ja jestem przeciwniczką tego pojęcia (i całej tej pseudo-filozofii) i bardzo bym chciała, żeby zniknęło ono z naszego języka. Co nie znaczy, że jestem przeciwniczką dążenia do satysfakcji w życiu zawodowym i osobistym. Po prostu nie uważam, że ta dychotomia: praca vs. życie, była szczególnie pożyteczna. Wręcz przeciwnie. Więcej z niej szkody, niż pożytku.

Pojęcia też się zużywają

Mam wrażenie, że formuła work/life balance miała swój moment jakieś 20 lat temu. Wtedy, zwłaszcza w Polsce, dokonywały się takie przeobrażenia rynku pracy, że rzeczywiście trzeba było o tym mówić. Ale świat mocno ruszył do przodu. Ani praca, ani życie, nie wyglądają już tak jak wtedy.

Obecnie pojęcia work/life balance używamy co najmniej bezrefleksyjnie, kiedy jest nam wygodnie. To wymówka podobna do tej, gdy wykręcamy się od niechcianej czynności opieką nad dzieckiem czy kotem. 

Piękna idea

Równowaga to piękna idea. Ale „zachowanie równowagi” jest pustym sloganem, cudowną receptą na szczęśliwe i zdrowe życie, która działa tylko w teorii. Co gorsza – kiedy nie potrafimy osiągnąć równowagi – mamy poczucie klęski. I jest mało prawdopodobne, że kiedykolwiek ją poczujemy. Ciężko jest ją nawet zdefiniować, bo dla każdego będzie oznaczała coś innego. Dla jednej osoby to może być stosunek 50/50. Dla kogoś innego – 80/20. Dodatkowym bonusem jest fakt, że definicja równowagi może dla jednej osoby zmieniać się w czasie, w zależności od tego, ile mamy lat, jak wygląda nasza rodzina, a nawet… jaka jest pora roku.

Ja np. zimą mam 80% naładowania baterii i ciężko zwlec mi się w łóżka przed 7. Z kolei latem, gdy jest więcej słońca – tryskam energią i mogę wstawać o 5 rano, iść biegać i zrobić milion rzeczy przed wyjściem do pracy.

Dzisiaj już nie powinniśmy zadawać sobie pytań, jak pogodzić pracę i życie, ale raczej: czy w pracy mogę być szczęśliwy i czy (i na ile) mogę w niej być sobą. Kiedyś te dwie idee (szczęście i bycie sobą) były zupełnie oddzielone od sfery zawodowej.   

Co to jest ten work/life balance?

Według Cambridge Dictionary, jest to ilość czasu spędzonego na wykonywaniu pracy w porównaniu z czasem spędzonym z rodziną i robieniem rzeczy, które lubisz. Świetna definicja, która nic nie mówi. Pojęcie work/life balance powstało w latach 70-80 w odpowiedzi na coraz powszechniejsze wypalenie zawodowe i pracoholizm. Miało zachęcać do zachowania między tymi dwoma obszarami względnej równowagi, tak, aby żadna z nich nie cierpiała.

Jednak obecnie ma mniej wspólnego z równowagą, a więcej ze sztywnym oddzieleniem życia zawodowego od prywatnego.

Problem polega na tym, że praca i życie nie są wartościami czy obszarami przeciwstawnymi. Praca jest częścią życia, a nie jego rewersem. Używając takiego pojęcia jak work/life tworzymy zupełnie niepotrzebną dychotomię, zazwyczaj dodatkowo przypisując wartość pozytywną do życia, a negatywną do pracy. Zaczynamy postrzegać naszą pracę jako coś złego, co walczy z naszym życiem osobistym, chcąc wydrzeć mu każdą cenną sekundę. W naszej głowie zaczynają one funkcjonować jak dwa zwalczające się światy. Taka gra zero-jedynkowa, w której może być tylko jeden zwycięzca. Bo przecież, jeśli więcej czasu czy energii poświęcimy na życie osobiste – ucierpi nasza praca. I vice versa. 

A niekoniecznie musi tak być. 

Rozdarci między życiem a pracą

Czytałam niedawno artykuł o pracy zdalnej, i uderzył mnie jeden z nagłówków: jesteśmy rozdarci między pracą a życiem domowym. Tylko kto nam to rozdarcie funduje? My sami! Właśnie patrząc na życie i pracę jak na dwa zwalczające się obozy. 

Często uważamy, że skoro życie jest miejscem, gdzie chcemy być szczęśliwi, to w pracy nie możemy wymagać tego samego. I gdy w życiu dążymy do bycia sobą – w pracy musimy być „profesjonalni” – nie okazywać emocji, preferencji, słabości. A to gotowy przepis na poczucie winy, stres, frustracje. Wypalenie zawodowe i depresję.

Tzw. work/life balance sztucznie rozdziela życie i pracę – a nie da się dokonać ich pełnego rozdzielenia. Zresztą nawet, gdyby się dało – może nie do końca warto? Rozdzielenie życia od pracy sprawia, że ciężej jest się rozwijać (a co za tym idzie – awansować). To naczynia połączone – jeśli źle ci w pracy, to i w życiu nie będzie dobrze. I odwrotnie. Smutny, zmęczony człowiek będzie smutnym, zmęczonym pracownikiem.  Zamiast skupiać się na jednym życiu, dzielimy naszą energię na dwie wersje siebie.

O wiele bliższe jest mi podejście holistyczne, gdzie zarówno moja praca jak i czas po pracy tworzą jedną, mającą sens, całość. Jedną narrację. Nawet kiedy odpoczywam, spaceruję czy gram na ukulele – wiem, że zaprocentuje to później w mojej pracy.

Bo praca (też) ma znaczenie. Chociaż czasami ciężko znaleźć w niej wartość. Wiem, nie każdy może wykonywać zawód, który jest jednocześnie pasją. Nie każdy może zmieniać świat czy ratować ludzkie życie. I nie będą was przekonywać, żebyście rzucili wszystko i zaczęli robić to, co kochacie, bo wtedy nie przepracujecie ani jednego dnia w życiu. Na taki „luksus” może sobie pozwolić niewielu.

Jednak wierzę, że można zmienić albo sytuację, albo swoje podejście do niej. W każdej pracy można znaleźć jakąś wartość, sens. Czasem trzeba po prostu bardziej się o to postarać. Zresztą nawet jeśli pracujesz w obszarze swojej pasji, też będziesz musiał czasami robić w pracy rzeczy, do których niespecjalnie ci się pali. 

Co zamiast work/life balance?

Wszechświat nie lubi pustki. I my też. Zamiast myśleć o life/work balance i o tym, jak go osiągnąć, ja staram się skupiać na dwóch innych aspektach: elastycznośćzaufanie. Są według mnie kluczowe dla zachowania ogólnego dobrostanu w pracy. Pracownik, który czuje, że pracodawca/szef mu ufa, jest zadowolony, a to przekłada się na wydajność. Jest bardziej chętny do podejmowania wyzwań, inicjowania nowych projektów, jest bardziej kreatywny i otwarty. 

Elastyczność natomiast powoli staje się standardem. Odchodzimy od modelu, w którym każdy wchodzi i wychodzi z pracy o tej samej porze. Ktoś woli wstać bladym świtem, aby spokojnie odebrać dziecko z przedszkola. Z kolei ktoś inny w piątki pracuje zdalnie, żeby zrobić zakupy przed weekendowym szałem i uniknąć stania w kolejkach. Ktoś inny lubi do pracy przyjść nieco później, bo rano woli pić kawę w łóżku i czytać. Coraz więcej pracodawców godzi się na takie elastyczne podejście – i to nie dlatego, że tak dba o szczęście swoich pracowników. To się im po prostu opłaca. 

A obijać się można też siedząc wzorowo przy biurku od 8:00 do 16:00. Czy raczej 15:59. 

No i co z tego?!

Być może to pytanie pojawia się teraz w Twojej głowie. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo kiedyś sama marzyłam o idealnym life/work balance i źle się czułam, bo nigdy mi się to nie udawało. Kiedy przestałam mieć to za ideał – pracuje mi się (i żyje) o wiele przyjemniej.

Dlatego przestań winić się za to, jeśli życie osobiste i praca mieszają się i nie ma między nimi równowagi czy rozdzielenia. To całkowicie normalna sprawa, a nie brak umiejętności organizacyjnych.

Przestań winić się za spadek samopoczucia, który wpływa na twoją efektywność. Możesz mieć słabsze momenty, ale możesz mieć także świetne momenty, gdy twoja efektywność jest ponad normę. W końcu nie jesteś robotem.

Porozmawiaj z przełożonym i zespołem, z którym pracujesz, jaka organizacja pracy będzie najlepsza dla ciebie i dla firmy. Nie każdemu pasuje foremka 8-16.

Jeśli nie masz pracy, która jest jednocześnie twoją pasją – zmień to! Niekoniecznie mówię o zmianie pracodawcy, choć w ostateczności czasami trzeba. Znajdź jakiś projekt, w który możesz się zaangażować, zainicjuj coś w swojej firmie, może wolontariat pracowniczy? Wspólne treningi? Coś, co sprawi, że poczujesz w pracy radość.

Spójrz na swoją pracę jak na misję – pomyśl o ludziach, którym pomagasz, komu być może ułatwiasz pracę. Sprawiasz, że ich dzień jest przyjemniejszy. To także duża wartość. 

Jeśli jest już naprawdę źle – poszukaj nowej pracy lub nawet zupełnie nowego zawodu. Zmiana branży staje się czymś coraz bardziej powszechnym. Może jest coś, co zawsze chciałeś/chciałaś robić? Popracować za granicą lub założyć własną firmę? Teraz jest dobry czas na zmianę!

Powiązane wpisy

Mniej wolniej lepiej. 7 prostych przepisów na to jak mieć mniej, żyć wolniej i czuć się lepiej
Dołącz do newslettera! Otrzymasz eBooka o minimalizmie. Raz na jakiś czas wyślę Ci powiadomienie o nowych wpisach.
I agree to have my personal information transfered to MailChimp ( more information )