Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę megalomanię – napisała moja przyjaciółka w mailu, w którym chwali się swoim sukcesem. A przecież to całkiem zbędna skromność.
Skromność jest wdrukowana w naszą kulturę. I zazwyczaj jest postrzegana jako coś pozytywnego. Chwalenie się z kolei chętnie piętnujemy. Kiedy mityczna Arachne ogłosiła, że haftuje lepiej niż Atena, została przez boginię wyzwana na pojedynek. Arachne miała rację – sama Atena przyznała jej, że haftuje lepiej niż bogini. A jednak Atena po przegranym pojedynku upokorzyła ją publicznie, na skutek czego dziewczyna powiesiła się. W celu „wynagrodzenia” jej tego, Atena zamieniła ją w pająka. Niobe z kolei wywyższała się ponad Leto – matkę Apollina i Artemidy – z powodu posiadania aż siedmiu synów i córek. Dzieci Leto zabiły z łuków niobidów. Widząc to ich matka zamieniła się w skałę. Puenta z tego taka, że nie warto publicznie głosić, iż jest się lepszym od kogokolwiek (a zwłaszcza od bogów).
Teraz jest trochę inaczej niż w starożytnej Grecji. Teraz mamy internet. Mamy nowe media. Celebrytów. Hollywood. Funkcjonujemy na wielkim targowisku próżności. Jesteśmy wciąż pod wpływem sprzecznych sygnałów – z jednej strony nie wypada się przechwalać, a z drugiej – bez rozgłosu nie istniejesz. Jak zachować umiar w wychwalaniu samego siebie, nie będąc posądzonym o próżność?
Do czego przydaje się skromność, a do czego próżność?
Broniąc samochwały nie chodzi mi zresztą o obronę próżności – próżność zawsze według mnie jest oparta na kłamstwie, obietnicy bez pokrycia. Jeśli przechwalam się nie mając talentu czy osiągnięć w danej dziedzinie – jest to próżność. Umówmy się – podobnie jak Carly Simon też nie lubię osób próżnych. Bo co to znaczy próżny? Pusty po prostu. Jednak nie możemy o każdej osobie, która mówi dobrze na własny temat mówić, że jest próżna. Jeśli rzeczywiście jestem w czymś dobra/dobry – to czemu mam o tym nie mówić? Bo skromność tak nakazuje? Właściwie po co jest skromność? Jaką wartość, korzyści daje nam w codziennym życiu? W czym nam ta cnota pomaga?
I czy to nie jest w sumie okropne, że krytykujemy osoby za to, że czują się dumne same z siebie, a wolimy te skromne, które umniejszają własną wartość? Co to mówi o nas samych?
Skromność jest także mocno naznaczona genderowo. To raczej dziewczynki i kobiety są poddawane jej presji. To dziewczynce bardziej nie wypada się chwalić. Wysoka samoocena bardziej przystoi mężczyznom. Pamiętacie wierszyk Jana Brzechwy Samochwała w kącie stała? Czy jest coś złego w tym, że podmiot liryczny wiersza – dziewczynka – ma w szkole najlepsze stopnie, że mówi roztropnie? Ale zawsze gardziliśmy samochwałą, tylko dlatego, że nie milczała o sobie. Zakładaliśmy bowiem, że kłamie. Dlaczego?
Mówić, czy nie mówić?
Jest też inna kwestia, która się z tym tematem wiąże. Czy powinnam mówić wszem i wobec o projektach, które mam w planach? Są dwie szkoły. Jedna twierdzi, że nie należy mówić o tym, nad czym się aktualnie pracuje. Bo nasz mózg szybko poczuje się zaspokojony, co ostudzi nasz zapał. Wystarczy nam sama idea, że „coś robimy”. Ja jako osoba przesądna czasem nie mówię o planach ze strachu, że nic z nich nie wyjdzie. Takie zaklinanie rzeczywistości.
Pewnie wypadałoby przesądy wyrzucić przez okno, a jednak skądś się one biorą. I nie tylko chyba z naszej wiary, że mamy wpływ na cokolwiek. Druga szkoła mówi, że należy mówić o tym jak najwięcej i najczęściej. Nigdy nie wiesz, do kogo ta informacja dotrze. Może do kogoś, kto będzie nią naprawdę zainteresowany i pomoże ci się rozwinąć. To są dwie skrajne postawy. Ja raczej jestem zwolenniczką tej drugiej. A prawda – jak w wielu przypadkach, leży pewnie gdzieś pośrodku.