Jestem zestresowana. To zdanie, które słyszę (i wypowiadam) bardzo często. Często powtarzamy je bezrefleksyjnie, wrzucając do tego worka pojęciowego lenistwo, zmęczenie, niezadowolenie z życia, naszych relacji czy nawet depresję.
Mówienie do ludzi jako źródło cierpień
Najczęściej o stresie słyszę w kontekście wystąpień publicznych. Według badań, jest to jedna z najbardziej stresujących rzeczy, jaka może nas spotkać. Zaraz obok śmierci. Co w gruncie rzeczy jest dość zabawne. Bo niby dlaczego miałabym bać się mówienia przed grupą ludzi – przecież nic mi z ich strony nie grozi, najwyżej krytyczne uwagi.
Kiedy prowadziłam warsztaty na temat wystąpień publicznych zawsze pojawiało się wiele pytań na temat stresu. Jak go oswoić, jak go pokonać, jak przestać się stresować. Stres jest zawsze tym złym, antagonistą, z którym my, bohater, toczy jakąś walkę.
Pierwsza, spontaniczna odpowiedź, jak pojawia się w mojej głowi, gdy słyszę pytania o walkę ze stresem to: sama chciałabym wiedzieć! Bo mimo że już w sumie długo występuję, i tak przed każdą prelekcją czy warsztatem się stresuję. Zresztą – każdy się stresuje. Jeśli ktoś mówi ci, że nie – albo kłamie, albo ma problemy z nazywaniem własnych emocji.
I dlatego właśnie doszłam niedawno do wniosku, że ze stresem nie da się do końca zerwać. I właściwie nie trzeba.
Stres zawsze będzie obecny, bo jest mocno zakorzeniony w naszym mózgu – to lęk, który ma nas alarmować i chronić przed zagrożeniem. Ale to nie znaczy, że ma on nas powstrzymywać przed wystąpieniami publicznymi. Oczywiście, jeśli Twój poziom stresu uniemożliwia ci robienie czegoś, co bardzo chcesz robić – to jest to poważna sprawa i dobrze byłoby poradzić się specjalisty – psychiatry, psychologa czy terapeuty.
Jednak poza tak ekstremalnymi przypadkami jedynym sposobem na poradzenie sobie ze stresem to zaakceptować jego obecność. Po prostu się do niej przyzwyczaić i robić dalej swoje. Działać, mimo drżącego głosu i zaczerwienionych policzków. Zresztą często to my najwyraźniej je widzimy.
Są oczywiście różnego rodzaju triki i sposoby na stres. Ćwiczenia oddechowe. Piotr Bucki zachęca, aby zamiast stresu odczuwać ekscytację. Na mnie te wszystkie metody nie działają. Oddychanie oczywiście pomaga w pewnym stopniu, ale stres nie znika.
Siła słów
Według mnie są tylko dwie rzeczy, które można zrobić przed wystąpieniem publicznym, aby ograniczyć działanie stresu.
- Przygotować się dobrze – ale tak na 200%,
- Powiedzieć sobie: odczuwam stres, a nie „stresuję się” czy jeszcze gorzej: „jestem zestresowana”.
Słowa mają ogromną moc kształtowania naszego nastawienia. Kiedy mówimy: boję się, stresuję się – zaczynamy utożsamiać się z tymi emocjami. I to one mają nas w szachu. Aby przejąć nad nimi (chociaż częściowo) kontrolę, należy spojrzeć na nie jak na coś odrębnego od nas samych.
Jeśli lubisz metody związane z wizualizowaniem, możesz wyobrazić sobie, jak ten stres przepływa przez ciebie. Zatrzymaj się i przyjrzyj mu się uważnie. Spójrz na niego z sympatią, może nawet współczuciem. Nie traktuj go jak wroga. Raczej jak gościa. Może nie do końca chciałaś/chciałeś go zapraszać, ale skoro juz wpadł, to nie będziesz robić z tego afery.
Ja odczuwam stres. Wiem, że przyjdzie, gdy stanę przed publicznością, i minie zaraz, gdy skończę. Ale ten stres nie jest mną. Nie definiuje mnie. I na pewno nie spowoduje, że przestanę występować!
Zły i dobry stres
Często słyszę o dwóch rodzajach stresu, jeden jest ten zły, paraliżujący. Drugi dobry – motywujący. Ja tak tego nie widzę, albo nie umiem ich rozróżniać.
Stres jest stanem emocjonalnym. A emocje nie są ani złe, ani dobre. Emocje po prostu są, a raczej – odczuwamy je. Kiedy do stresu dokładamy sobie jeszcze łatkę „złego” stresu, zaczynamy wartościować – pogłębiamy jeszcze jego destruktywne działanie. Stres jest symptomem. Niektórzy mówią: stresujesz się, bo ci zależy. Jest w tym pewnie jakaś prawda.
Ale ja jednak wolę: stresujesz się, bo nie jesteś robotem.