Z racji mojej blogowej pasji odwiedzam sporo blogów. Niektóre czytam od deski do deski i dodaję do zakładki „Ulubione” w przeglądarce. Inne zamykam zaraz po wejściu i staram się o nich zapomnieć. Nie wymienię oczywiście tych blogów z nazw. Jest jednak kilka stałych elementów, takie błędy na blogu, które zniechęcają mnie do lektury.
Nuda. Nic się nie dzieje
Ostatni wpis z lipca 2016. Smutno mi i wychodzę.
Skąd czerpać inspiracje na bloga? Stąd!
Witajcie w latach 90.
Nie mówię, że należy ślepo podążać za modą. Ale standardy zmieniają się co jakiś czas. Nie nosimy marynarek z poduchami, prawda? Coś co diametralnie odbiega od standardu może przyciągnąć uwagę… albo stać się pośmiewiskiem. Co należy do stylu stron internetowych sprzed ponad 2 dekad? Dla mnie będzie to cieniowanie wokół zdjęć i grafik. Gradient. (Update: gradient wraca do łask, i zgadzam się, że może dobrze wyglądać, jeśli jest dobrze użyty). Migające, pulsujące i ruszające się elementy. Comic sans. Zbyt wiele kolorów, np. różowy żarówiasty + zielony żarówiasty.
Jak sprawić, żeby strona wydawała się w miarę aktualna? Kluczem jest moim zdaniem prostota. Minimalizm. Im mniej elementów na głównej – tym lepiej. Wysokiej jakości zdjęcia i grafiki. Oszczędność jeśli chodzi o kolory (mój blog był kiedyś cały pomarańczowo-pomarańczowy. Cóż, każdy się kiedyś uczy). Dobre, czytelne i dopasowane do stylu strony fonty. (Nie znam się na nich i ciągle z tym tematem walczę).
Pop, pop, pop
Wchodzę na stronę. Wyskakuje kilka powiadomień – newsletter, Facebook, a do tego jeszcze ciasteczka. Zbyt wiele jak dla mnie. Przechodzę na podstronę. Te same powiadomienia pokazują się po raz kolejny. Irytujące. Tak jakby blogerzy nie wchodzili na własne strony. A przecież wchodzą, prawda?
Ale o co chodzi?
Wchodzę na stronę, klikam, klikam i nadal nie wiem, na jaki temat jest ten blog. W menu chaos, tagów i kategorii brak, albo są dziwnie przypadkowe. Brak strony „O mnie”. Uczucie dezorientacji nie zachęca mnie do pozostania na blogu.
Nie dyskutuj ze mną!
Blog jest dla mnie zaproszeniem do rozmowy. Kiedy widzę pustkę pod wpisem – brak możliwości komentowania – jest mi źle. Nie mówię, że to ma być koniecznie (mój ulubiony) Disqus. Może być inna opcja. Chociaż Disqus jest lepszy, bo nie muszę się za każdym razem logować, wpisywać danych itp. No i mam wgląd w różne interesujące dyskusje na obserwowanych blogach. Tworzy się społeczność. I to jest fajne. Brak możliwości komentowania – już nie tak bardzo.
Boisz się złych komentarzy? Przeczytaj mój tekst: Jak radzić sobie z krytyką (nie tylko) na blogu.
Błędy na blogu – kwestie techniczne
Nie jestem specjalistką, więc nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Sama mam jeszcze sporo do zrobienia w tym temacie. Ale dla mnie, jako czytelniczki, są dwie kwestie podstawowe.
Pierwsza. Czy strona jest czytelna na telefonach. O to powinno się zadbać jeszcze przed puszczeniem strony w świat. Można to testować na telefonach znajomych :)
Druga. Czy między kliknięciem w link do bloga a pełnym załadowaniem pełnej strony mam czas na zrobienie sobie kawy. Moja własna strona nie jest mistrzem prędkości. Wiem, że to trudny temat. Jak się ma sklep, slider i kilkanaście wtyczek to strona potrafi zwolnić. Są jednak blogi, gdzie np. wczytywanie samych zdjęć zajmuje sporo czasu. A zdjęcia w łatwy sposób można zmniejszyć przed wrzuceniem na stronę albo za pomocą wtyczki. Np. smush.it.
Błędy na blogu – Ortografia się kłania!
Błędy – ortograficzne, interpunkcyjne. Kropki na końcu tytułów. Liczne literówki. Niedbałość językowa, która sugeruje, że tekst powstał 3 minuty przed publikacją.
Gal Anonim albo halo, czy jest tam ktoś?
Nie wiem, czy to moja ciekawska natura, ale lubię wiedzieć jak ma na imię i jak wygląda autor bloga. Chciałabym wiedzieć, że taki człowiek istnieje naprawdę. Że nie jest robotem albo najemnym klepaczem w klawiaturę na zlecenie jakiegoś mrocznego imperium. Klikam na stronę o mnie – a tam ani zdjęcia, ani imienia, czasem pseudonim (czego się boisz!?). Moje zaufanie do autora spada.
Wszystko oczywiście zależy od tego, w jakim celu ktoś prowadzi bloga i dla kogo pisze. Jeśli blog nie ma celów marketingowych, sprzedażowych, nie ma na celu np. budowanie wizerunku – z pewnych elementów można zrezygnować. Ważne, by wiedzieć dlaczego się z nich rezygnuje.