Dzisiaj relacja z długiego weekendu na Szlaku Orlich Gniazd – w dodatku kamperem! Dziewięć średniowiecznych zamków i Ojcowski Park Narodowy. Super opcja na wakacje czy chociażby długi weekend.
Jeśli chodzi o samego kampera – Fiata Carado – wypożyczyliśmy go od firmy Kamperem Lepiej, na 4 dni (większość firm wypożycza na minimum 7 dni, więc to na pewno był dla nas plus). Mieliśmy odebrać go w czwartek (Boże Ciało) i z samego rana, całą rodziną, wyruszyć w trasę. Niestety pech chciał, że dokładnie dzień wcześniej moja mama spadła z roweru (zupełnie nowego roweru elektrycznego dodam) i złamała rękę, więc trzeba było zmienić plany. Mama jednak nalegała, abyśmy razem z bratem jednak pojechali, w końcu kamper był już opłacony. Około godziny 15 wyjechaliśmy w kierunku Ojcowa.
Początkowo jazda takim wielkim autem (w dodatku nie swoim, po wąskich i stromych dróżkach województwa małopolskiego) była dość stresująca. Jednak szybko mi przeszło i całe doświadczenie niezmiernie mi się spodobało. Myślę, że mogłabym więcej czasu spędzić w takim kamperze! Pierwszy nocleg był na kampingu „Nasza Polana” dokładnie 1 kilometr od Zamku w Pieskowej Skale. Kameralnie, cicho i bardzo miły właściciel. Od razu po przyjeździe wybraliśmy się na mały spacer zobaczyć zamek i Maczugę Herkulesa. Następnego dnia rano ruszyliśmy już do Ojcowa, bo oczywiście musiałam zwiedzić park narodowy w ramach mojego wyzwania.
Ojcowski Park Narodowy
To nasz najmniejszy park narodowy. Ale nie należy go nie doceniać, bo pełen jest atrakcji! Sam Ojców to piękna miejscowość, wg niektórych źródeł – najpiękniejsza wieś w Małopolsce. Zaparkowaliśmy na górnym parkingu dla większych aut i chcieliśmy zjechać rowerami w dół, aby eksplorować park na 2 kółkach. Niestety los chciał inaczej i w tym przeklętym elektryku (brat jechał) pękła dętka. Ja jednak chyba pozostanę przy normalnych rowerach… Nie pozostało nam nic innego, niż zwiedzać park na nogach. Zobaczyliśmy zamek a następnie spacerem udaliśmy się pod Bramę Krakowską i do Źródełka Miłości. Potem zwiedziliśmy Jaskinię Ciemną.
Było to moje pierwsze z życiu zwiedzanie jaskini. Odbywa się ono wyłącznie pod opieką przewodnika w grupie – grupy ruszają o pełnej godzinie między 9 a 16. Do jaskini wiedzie dość strome podejście, jaskinia znajduje się na około 65 metrach n.p.m. Warto wziąć bluzę, nawet gdy na zewnątrz jest upał, ponieważ w jaskini panuje chłód, około 7 stopni Celsjusza. Mieliśmy okazję zobaczyć też nietoperze, symbol Parku, i dowiedzieć się sporo o prahistorii tego miejsca. Jaskinia zaliczana jest do najcenniejszych stanowisk archeologicznych i podobno odnaleziono tutaj ząb neandertalczyka.
Badania Stanisława Kowalskiego z l. 1963-68 przyniosły wiele interesujących zabytków kultury mikocko-prądnickiej, datowanych na wczesną fazę ostatniego zlodowacenia (70-54 tys. lat p.n.e.). Są to liczne noże prądnickie i zgrzebła służące wówczas do obróbki drewna, skór, ćwiartowania tuszy upolowanych zwierząt itp. Część z nich eksponowana jest w Muzeum im. W Szafera w Ojcowie. W namulisku jaskini znajdowane są szczątki kostne niedźwiedzia jaskiniowego i rosomaka.https://opn.gov.pl/jaskinia-ciemna
Na pewno warto wybrać się na zwiedzanie (bilet 20 zł, ulgowy 10).
Park jest naprawdę przepiękny! Jeśli będziecie kiedyś na Szlaku Orlich Gniazd lub np. na dłużej w Krakowie, polecam! Warto tutaj wyskoczyć, zwłaszcza, że z Krakowa dojeżdżają tu bezpośrednio autobusy – mają nawet specjalną przyczepkę na rowery!
Kamperem przez Szlak Orlich Gniazd – dzień 1
Po intensywnej wizycie w Ojcowskim Parku Narodowym ruszyliśmy (około 23 km) w kierunku zamku w Rabsztynie, jednym z ciekawszych według mnie. Gdy dojechaliśmy na miejsce zaczęło padać, więc schroniliśmy się w restauracji Podzamcze. Zjedliśmy pyszny obiad (kwaśnica i potężna porcja placków ziemniaczanych z sosem) i ruszyliśmy do zamku.
Sam zamek w Rabsztynie ujął mnie rozmiarem i tym, jak ruiny zostały połączone z bardziej nowoczesnymi elementami architektonicznymi. Jest całkiem nowoczesne zaplecze (łazienki, kawiarnia, sklepik). Niestety z powodu burzy nie mogliśmy wejść na wieżę.
Kolejny na liście był zamek Bydlin – to właściwie tylko ruiny na planie prostokąta – najmniej okazały zamek na liście Orlich Gniazd, jednak mnie urzekła okolica i modrzewiowy lasek.
Do zamku Pilcza w Smoleniu dojechaliśmy pod wieczór, kiedy niestety część była już zamknięta (szkoda, że nawet w sobotę zamek nie jest otwarty dłużej niż do 18:00).
Dość zmęczeni udaliśmy się na kamping Jura Camp kamping 244.
To był nasz drugi kamping. Jest to ogromny obiekt – wielki plac dla kamperów, pole namiotowe, i mimo tych rozmiarów z trudem znaleźliśmy miejsce. Kamping w pełni wyposażony, łazienki, zrzut wody, przyłącze do prądu, jest nawet bar, gdzie można zjeść i wypić piwko, jest plaża nad zalewem. Bardzo dużo ludzi, rodzin z dziećmi, więc jak ktoś woli kameralne klimaty, może czuć się przytłoczony. To był też nasz najdroższy kamping, za kampera + podłączenie do prądu 120 zł.
Kamperem przez Szlak Orlich Gniazd – dzień 2
Rano, po śniadaniu na kampingu (uwielbiam takie biwakowe śniadania, zwłaszcza, że w kamperze mieliśmy lodówkę, kuchenkę i wszelkie udogodnienia), skoczyliśmy szybko do Zawiercia, do serwisu rowerowego (przy ulicy Piłsudskiego 9) aby wymienić pękniętą dętkę. Jeśli będziecie w tych okolicach i będziecie potrzebowali pomocy przy rowerze – bardzo polecam!
Z Zawiercia ruszyliśmy do zamku w Ogrodzieńcu. To chyba najbardziej znany zamek Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej – z pewnością największy. I będący pod największą presją turystyczną. Chociaż sam zamek jest piękny, i świetnie przygotowana jest trasa dla zwiedzających, nagromadzenie straganów z pamiątkami i badziewiem „made in china” nieco psuło doświadczenie. Niemniej warto było się przejść. Weszliśmy też do Katowni Warszyckiego (sali tortur) – gdzie zebrane zostały dawne narzędzia używane do torturowania. Kreatywność w wymyślaniu metod zadawania cierpienia nie zna granic. Zdecydowanie nie jest to miejsce dla wrażliwych osób – ja po przeczytaniu kilku opisów technik torturowania miałam dosyć!
Po zwiedzaniu wskoczyliśmy na rowery (biegnie tutaj m.in. Szlak rowerowy Orlich Gniazd) i przejechaliśmy się po okolicy. Zdecydowanie dało się odczuć, że jesteśmy na wyżynie – z pewnością tutejsze trasy rowerowe nie nadają się dla mało zaprawionych rowerzystów.
Kolejny zamek na naszej trasie to zamek Bąkowiec (Zawiercie-Skarżyce), do którego dojechaliśmy jezdnią przypominającą ścieżkę rowerową (!) co było dość ciekawe, biorąc pod uwagę, że jechaliśmy dość dużym autem. Na szczęście mój brat jest świetnym kierowcą. Zamek (czy raczej ruiny zamku) znajduje się na terenie ośrodka wypoczynkowego. Obejrzeliśmy go tylko z zewnątrz i ruszyliśmy dalej w trasę.
Mirów to najpiękniejszy zamek na Szlaku Orlich Gniazd – tak można przeczytać w wielu przewodnikach, i ja się z tym w 100% zgadzam. Sam budynek robi wrażenie, jednak to okolica, rozsypane wszędzie dookoła skałki i piękny widok na lasy najbardziej zachwycają. Na zamku zrealizowano część zdjęć do filmu Nad rzeką, której nie ma (swoją drogą ciekawy film, w szczególności zakończenie, polecam). Do samego zamku Mirów wejść nie można (są plany, aby go odrestaurować, stworzyć wewnątrz muzeum i udostępnić do zwiedzania) – natomiast płaci się za samo wejście na teren (20 zł, podobna cena jak w pozostałych zamkach). Moim zdaniem warto.
Rzut beretem od zamku w Mirowie jest zamek Bobolice, którym zachwycała się moja mama (zwiedziła go kilka lat temu), jednak pogoda była coraz gorsza, a my coraz bardziej zmęczeni, więc ominęliśmy go i pojechaliśmy do naszego trzeciego, ostatniego miejsca na nocleg – do Olsztyna koło Częstochowy. Muszę powiedzieć, że weekend (nawet długi) to nieco za mało, żeby zobaczyć wszystkie zamki i poświęcić im należytą uwagę. Do Olsztyna dotarliśmy wieczorem i od razu poszliśmy spać. Tym razem nocleg był na malutkim kampingu – Agroturystyka Brzozowy zakątek – bardzo urocze, wklejone w las miejsce.
Kamperem przez Szlak Orlich Gniazd – dzień 3
Według prognoz jedynie między 8 a 10 miało nie padać, więc ostatniego dnia, w niedzielę, zebrałam się wcześnie aby obejrzeć zamek w Olsztynie – na jego zboczu przywitało mnie stado owiec. Zamek jest bardzo malowniczy, w szczególności zwraca uwagę 35-metrowa, biało-czerwona wieża, a przy tym ze szczytu rozciąga się piękny widok (zdaje się, że widać nawet panoramę Częstochowy. Za zwiedzanie zamku zapłaciłam tym razem 10 zł. Potem wskoczyłam na rower i pojechałam w okolice góry Biakło, którą widzieliśmy już z drogi prowadzącej do Olsztyna – nieco przypominającej Giewont (zresztą bywa nazywana Jurajskim Małym Giewontem). Wzniesienie ma 340 m. n.p.m. i jest celem licznych pielgrzymek. Niestety wtedy zaczęło już porządnie lać, bo chętnie weszłabym na szczyt.
Ze wzgórza można podziwiać jedną z najpiękniejszych panoram na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Roztacza się stąd niezwykle malowniczy widok na rezerwat Sokole Góry, zamek w Olsztynie oraz inne okoliczne wzgórza.https://jura.slaskie.travel/poi/3813/gora-biaklo-w-olsztynie
Po śniadaniu zapakowaliśmy kampera i ruszyliśmy do domu. Była to intensywna, ale świetna wyprawa. Ja osobiście wracałam z niedosytem – chciałabym mieć cały tydzień na zwiedzanie tych terenów. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się tutaj wrócić.
Jeśli spodobała Ci się ta relacja – polecam też opis krótkiej wycieczki do Świętokrzyskiego Parku Narodowego.