Dlaczego musimy uczyć się tego wszystkiego?

No dobrze, wrzesień wciąż czuć w powietrzu, pozostajemy więc w tematach szkolnych. Rzadko zaglądam na Facebooka, ale jak już zajrzę, to zawsze trafię na jakieś kuriozum. Ostatnio zwróciła moją uwagę grafika z listą omawiającą w prześmiewczy sposób to, czego nauczyły nas, a czego nie nauczyły poszczególne przedmioty w szkole. Że niby z biologii wiemy, z czego składa się cytoplazma ameby, ale nie wiemy, jaki lek wziąć na przeziębienie. Z matematyki wiemy ile wynosi pi, ale nie umiemy obliczyć sobie podatku. Za grafiką stoi prawdopodobnie retoryczne pytanie: Dlaczego musimy uczyć się tego wszystkiego?

Pewnie jest w tym nawet jakaś racja. I zgodzę się, że szkoła pomija sporo zagadnień i umiejętności przydatnych w dorosłym życiu. Np. psychologię, podatki, załatwianie spraw urzędowych, czy chociażby coś tak oczywistego jak savoir vivre. Z pewnością program nauczania wymaga ciągłej weryfikacji i dostosowywania do zmieniających się warunków zewnętrznych. Natomiast nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że szkoła nie uczy rzeczy przydatnych. Nie zgadzam się z tym, że ponieważ nie wykorzystamy w życiu tego, czego dowiadujemy się w klasie, nie jest to nam potrzebne.

Pomyślcie tylko w jakim szalonym umyśle mógłby powstać plan, aby przez 8 lat podstawówki i 4 lata liceum (nie liczę już nawet studiów) wtłaczać ludziom do głowy wiedzę, którą mają pamiętać i stosować w praktyce do końca życia. Nie wiem skąd wzięło się podejście, że szkoła powinna uczyć nas tylko tego, co przyda się w pracy czy w życiu dorosłym.

Ja w ogóle nie uważam, że istnieje coś takiego jak nieprzydatna wiedza, ale to może trochę zbyt kontrowersyjny pogląd i temat na oddzielny wpis.

A więc jak to jest z tą rzekomą nieprzydatnością wiedzy szkolnej?

Przewidywanie jest trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość

Po pierwsze, kiedy jesteś w szkole, nikt nie wie – ani Ty, ani Twoi nauczyciele, jak będzie wyglądać świat i rynek pracy, kiedy tę szkołę ukończysz. Jedyną stałą rzeczą na świecie jest zmiana. A w świecie XXI wieku ta zmiana jest coraz szybsza i coraz częstsza. Więc gdyby szkoła miała uczyć rzeczy wyłącznie przydatnych w pracy – skazana byłaby na porażkę już na starcie.

Po drugie szkoła nie jest miejscem, gdzie niczym nagrywarka rejestrujesz ważne informacje, np. jak wypełnić PITa czy wysłać list polecony. Uczysz się różnych przedmiotów nie dlatego, aby aż do śmierci umieć rozróżniać izohiety od izobarów i recytować z pamięci Treny Kochanowskiego. Uczymy się różnych przedmiotów dlatego, żeby nauczyć się innych, bardzo ważnych rzeczy.

Czego tak naprawdę uczy szkoła?

Przede wszystkim samego procesu uczenia. Ale też zapamiętywania, wyciągania wniosków, odróżniania przyczyn od skutków, zauważania ciągłości logicznych i sprzeczności. Dostrzegania i rozwiązywania problemów.

Tych rzeczy nikt nie jest w stanie nauczyć nikogo bezpośrednio – możecie przeczytać o tym więcej w bardzo mądrym artykule na stronie Medium. Potrzebujemy pośrednika w nauce tych ważnych umiejętności, i tym właśnie są przedmioty takie jak biologia, geografia, historia…

Szkoła ma nauczyć nas samodzielności i wyzwolić w nas ciekawość. Oczywiście można spekulować, czy polska szkoła tych rzeczy uczy. Mnie chyba nauczyła. Jednak nie piszę tutaj o polskim szkolnictwie, ale ogólnie o szkole. Mam też świadomość, że dużo zależy od nauczycieli, rodziców i kilku innych czynników zewnętrznych. Jednak przedmioty szkolne są pretekstem, do nauki samodzielnego myślenia.

Stay in school

W książce Zaufanie czyli waluta przyszłości Michał Szafrański pisze, że zrezygnował zupełnie z chodzenia na geografię, bo nie miał do niej talentu czy zacięcia. Trochę go rozumiem, bo sama za geografią w szkole nie przepadałam. Ale Szafrański idzie dalej i na swoje usprawiedliwienie (zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem) podaje przykłady znanych osób, takich jak Jobs. Pisze, że geniusze biznesu często rekrutują się z osób, które w szkole nie radziły sobie za dobrze. Owszem, Jobsa wyrzucono z college’u, ale założyciel Apple’a zawsze podkreślał wagę edukacji. Jest sporo osób w świecie biznesu, miliarderów, ludzi którzy osiągnęli wielki sukces finansowy i wizerunkowy, mimo że wylecieli ze szkoły. Z tego niektórzy wyciągają wniosek, że można być sławnym i bogatym bez szkoły. Inni idą jeszcze dalej: szkoła PRZESZKADZA w staniu się sławnym i bogatym. To jest bardzo niebezpieczne założenie. Nie mam na to twardych danych, nie znam badań, ale jestem pewna, że na każdego milionera, który wyleciał ze szkoły, przypada co najmniej jeden milioner z dyplomem.

Kilka mniej ważnych powodów

Dlaczego jeszcze uczymy się tak wielu przedmiotów w szkole? Szkoła w takim kształcie, jaką znamy obecnie, daje nam przede wszystkim podstawy, które możemy rozwijać w dalszych etapach nauki. Także tej nauki samodzielnej. Bo praktycznych, potrzebnych do pracy umiejętności, czy tego chcemy czy nie, będziemy i tak musieli nauczyć się we własnym zakresie. Nikt nie zrobi tego za nas. Szkoła daje nam wybór i lepsze rozeznanie w tematach. Mamy szansę dostrzec, w którymś ze szkolnych przedmiotów, swoją przyszłą pasję i zawód.

Wszystkie te przedmioty, czy je lubimy, czy nie, poszerzają nasze horyzonty. Nawet jeśli niekoniecznie będziemy wykorzystywali wiedzę o budowie ameby w pracy zawodowej. Nauka nowych przedmiotów czy umiejętności, zwłaszcza tych odbiegających od naszych preferencji i talentów ma świetny wpływ na nasz mózg.

A ten chyba przydaje się w każdej pracy.

Powiązane wpisy

Mniej wolniej lepiej. 7 prostych przepisów na to jak mieć mniej, żyć wolniej i czuć się lepiej
Dołącz do newslettera! Otrzymasz eBooka o minimalizmie. Raz na jakiś czas wyślę Ci powiadomienie o nowych wpisach.
I agree to have my personal information transfered to MailChimp ( more information )